Gdy patrzę na mój całkiem spory ogród (80 arów), to widzę niekończącą się opowieść, która miała swój początek w chwastach i trawie do pasa, a która wciąż się rozwija. Choć róże są moją ostatnią i największą miłością, wiem, że bez innych roślin nie wyglądałyby tak ciekawie.
Rabaty różane powstały w 2010 roku. Otoczone są lawendą bądź bukszpanami. Te bliżej domu są bardziej uporządkowane, im dalej od domu, tym bardziej dzikie, z różami o pojedynczych płatkach.
Kącików różanych mam kilka. Pierwsza powstała aleja różana, gdzie rosną floribundy takich hodowców, jak Tantau, Kordes, Meilland, małe parkowe Austina oraz kilkanaście róż pnących. Potem zamarzyła mi się rabata przy kuchni z pachnącymi różami wielkokwiatowymi do wazonu, a trzy lata później na miejscu sadzonych co roku jednorocznych i zielnika powstała rabata z obficie i długo kwitnącymi różami z serii Flower Circus Kordesa. W międzyczasie, zafascynowana Austinem, poszerzyłam rabatę z angielkami, które według mnie są najbardziej fotogeniczne dzięki niezrównanemu bogactwu pastelowych odcieni i przepysznej budowie kwiatu Jeśli angielki, to może też róże Massada z serii Generosa? Są to mieszańce róż angielskich z nowoczesnymi odmianami, kompaktowe róże parkowe, o niespotykanych, zdecydowanych kolorach. Planując rabatę, staram się przede wszystkim dobrze połączyć kolory. Nie używam mocnych zestawień, np. żółci z czerwienią. Lubię pastele, ale też fiolety, burgundy, łagodne pomarańcze. Pomiędzy różami sadzę niewiele bylin, bo rosły mi prawdziwe mutanty
Szukam więc wciąż… złotego środka. Za to przyznaję się, że bez umiaru używam kompostu
– czarnego złota ogrodników. Czy są efekty? Zobaczcie sami…
Renata Niedbałowska, 27 marca 2018