W okresie tworzenia pąków liściowych i rozwoju młodych listków róża potrzebuje najwięcej składników pokarmowych. Dlatego wkrótce po przycięciu zabieramy się za nawożenie. Najbardziej powszechny i zarazem łatwy w użyciu jest nawóz długodziałający, granulowany. Jest to już gotowy, zbilansowany zestaw makro i mikroelementów. Przed zakupem trzeba tylko sprawdzić opakowanie, czy w składzie chemicznym nawozu nie ma czasem chlorku sodu.
Zwykle na średniej wielkości krzew bierze się pełną garść nawozu (ok.50 g) i rozsypuje wokół krzewu (nie do środka krzewu). Jest oczywiste, że ziemię z nawozem trzeba lekko wymieszać, a jeśli jest sucha – podlać obficie. Na ziemi ”lekkiej” i bardziej przepuszczalnej, można tą dawkę podzielić na pół. Drugą połowę trzeba wtedy dać pod koniec maja. Po przekwitnięciu większości róż, zasilamy nasze krzewy ponownie taką samą dawką jak wiosną. Po 10 lipca już nie jest wskazane używanie nawozów z azotem. Jeśli stosujemy natomiast nawozy w płynie, to po prostu stosujemy się do instrukcji na opakowaniu. Czasem można spotkać się z sugestią jeszcze jednego, tzw. jesiennego nawożenia nawozem fosforowo-potasowym. W przypadku dobrze uprawianej ziemi, wzbogacanej kompostem, obornikiem (przekompostowanym), albo humusem – nie jest to konieczne. Nawożąc róże w taki sposób trzeba wziąć pod uwagę, że nawozy organiczne rozkładają się wolno. Za to szybko i łatwo jest zasolić glebę, szczególnie potasem.
Więcej nie znaczy lepiej. Usychające znienacka czubki i brzegi liści, zmiana koloru liści na coraz jaśniejszy – to nie choroba, tylko objawy przenawożenia. W skrajnych przypadkach liście więdną, szybko żółkną i opadają a i czasem same pędy schną. Najbardziej wrażliwe są mieszańce herbatnie, a ekstremalnie podatna na zasolenie jest odmiana ”Imperatrice Farah”. Celowo nie wspominamy o wpływie makro i mikroelementów na kwiaty i części zielone, bo temat jest powszechnie dostępny.
PTR – czytaj więcej FB