Z wycieczką Polskiego Towarzystwa Różanego – impresja
Pałac Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim to skala XXL. Budowla w stylu neogotyckim położona na wzgórzu, w parku pełnym okazałych drzew. Do Zamku prowadzi pnąca się pod górę wybrukowana granitowym łupkiem droga. Z jej poziomu Zamek jest jeszcze wyższy. Budowę pałacu zleciła Marianna Orańska – córka króla Niderlandów Wilhelma I Orańskiego i jego pierwszej żony – Fryderyki Luizy Pruskiej, żona najmłodszego syna króla Prus – Albrechta Hohenzollerna. Marianna – kobieta wykształcona, inteligentna, przedsiębiorcza i na dokładkę piękna, szczęścia w miłości nie miała… Historia to dłuższa, burzliwa i smutna. Marianna dziedziczy po matce majątek w ziemi kłodzkiej i tam pomnaża go sprawnie – inwestuje w kolejne ziemie, lasy i rozmaite przedsięwzięcia biznesowe – od pieca hutniczego, poprzez farmy krów, hodowlę pstrąga, cegielnię, kamieniołomy marmuru (któż nie zna ,,białej marianny”?, a jest też zielona), po hutę szkła kryształowego w Stroniu (kupiłam tam kiedyś piękne kieliszki i wazony na kwiaty – jak jeszcze istniała ). Marianna dba o ludzi i rozwój regionu – buduje drogi, szpital, ochronkę, a przede wszystkim daje pracę. Projekt pałacu zleca architektowi Karlowi Schinkelowi (autor Zamku w Książu), ogród tworzy Peter Josef Lenne… Zatem same ówczesne tuzy… Budowa rozpoczyna się w 1839 r. i trwa z przerwami 33 lata. Kosztuje równowartość 3 ton złota… Warto zagłębić się historię Marianny – jej siłę charakteru, determinację, talenty i nieszczęśliwą miłość, ale też odwagę w dążeniu do zachowania godności. Tymczasem wracam do wrażeń z wizyty w pałacu i ogrodzie. Splądrowany pod koniec wojny, zniszczony przez Armię Czerwoną, nadpalony i rozgrabiony z wyposażenia jest obecnie w zaawansowanym stopniu odrestaurowany i to naprawdę jest imponująca robota! Ogród jest już prawie gotowy – dorasta.
Zakończenie procesu odbudowy całości jest przewidywane na 2030, ale już warto tu przyjechać! zwiedzanie tylko z przewodnikiem. Widoki z tarasu na dolinę obłędne!























tekst i zdjęcia Agnieszka Żukowska
Czytaj więcej FB