Prywatny ogród różany Małgorzaty i Jerzego Kralka
05-083 Zaborów, Wyględy, ul. Stołeczna 37
tel. +48 668 356 076
e-mail:
http://www.roses-collection.pl/
Prywatny ogród różany Małgorzaty i Jerzego Kralka i pierwsza prywatna Kolekcja Narodowa Róż znajduje się w sąsiedztwie Puszczy Kampinoskiej.
Trudno o swoim ogrodzie opowiedzieć w sposób obiektywny, ale postaram się to zrobić w miarę rzetelnie.
W 1997 r. kupiliśmy w Wyględach ziemię i osiedliliśmy się w otoczeniu prastarej Puszczy Kampinoskiej, jedynego tak dużego terenu naturalnej zieleni w pobliżu ogromnego miasta, jakim jest Warszawa.
Nasze życie w Wyględach zaczęło się od budowy domu i warsztatu samochodowego męża oraz założenia mojej szkółki roślin ozdobnych. Później w szkółce miejsce drzewek na sprzedaż zaczęły powoli, powolutku zajmować rośliny, których nie miałam zamiaru w ogóle sprzedawać, a które stały się zalążkiem kolekcji róż i ogrodu jako takiego. Jestem z nich bardzo dumna i do każdego okazu mam ogromny sentyment, bo wszystko, co u nas rośnie, zostało posadzone naszymi własnymi rękami. Wciąż mam przed oczyma puste pole, które kupiliśmy, a potem maleńkie roślinki, które sadziliśmy. Dziś najstarsze z nich, są niemal jak nasze dzieci, które wraz z nimi wzrastały i zmieniały się. Cieszy mnie też świadomość, że na sąsiedzkich działkach i na wielu innych posesjach w naszej gminie wciąż rosną rośliny z mojej szkółki, to taka pamiątka po tym co już nie istnieje a było stworzone z wielkim trudem i z pasji oraz miłości do roślin.
Mankamentem naszej działki jest jej szerokość: tylko 20 m, z czego 5 m musieliśmy przeznaczyć na wewnętrzną drogę. Za to imponująca jest długość, bo ok. 500 m. Dlatego tak bardzo potrzebna była droga, która by połączyła krańce terenu, bo to prawie pół hektara do obrobienia! Droga ta pokryta jest prawie bezobsługową murawą z mnóstwem cennych roślin, jak koniczyna biała, rdest ptasi, babka okrągłolistna, mlecze.
Kolekcja róż
Ogród jest naszą wspólną zasługą – moją i męża Jurka. Każde z nas ma swój zakres obowiązków. Do mnie należy dobór roślin, zdobywanie, finansowanie zdobyczy, pilnowanie właściwego oznakowania roślin, utrwalanie każdego sezonu na zdjęciach, no i przede wszystkim codzienna obsługa. Zadaniem Jurka są wszystkie ciężkie prace, takie jak koszenie drogi, przekopywanie, konserwacja wszelkich urządzeń, konstruowanie podpór pod pnącza różane, cięcie drzew.
Nasz ogród jest ogrodem kolekcyjnym, w którym można wyodrębnić parę zbiorów roślinnych. Z roślin drzewiastych mogę pochwalić się bogatym zbiorem bzów lilaków (ponad 50), tzw. wiśni japońskich (25 odmian i gatunków), jabłoni ozdobnych i historycznych odmian drzew owocowych. Zgromadziłam również sporo bylin: liliowców, irysów amerykańskich i syberyjskich, piwonii. Najliczniejszą (1200 taksonów) i najbardziej różnorodną jest kolekcja krzewów z rodzaju Rosa. Oprócz gatunków botanicznych i mieszańców międzygatunkowych zbiór ten reprezentują też róże ze wszystkich grup, zarówno historycznych, jak i współczesnych.
O wyjątkowości naszej kolekcji róż mogą świadczyć liczby odmian z poszczególnych grup, m.in.: 17 róż stulistnych, 32 róże burbońskie, 74 róże mchowe, 93 róże galijskie, 32 odmiany róż burbońskich, 26 odmian róż białych. Jeśli chodzi o tę ostatnią grupę, to z dumą mogę pochwalić się paroma rzadkimi odmianami, jak ‘Armide’, ‘Joséphine de Beauharnais’, R. x alba cannabifolia czy ‘Joanne d’Arc’.
Oprócz odmian historycznych moimi pupilkami są róże pnące: historyczne ramblery i współczesne pnące o drobnych, najczęściej pojedynczych okółkach kwiatów (razem 160 odmian), dla których mąż zrobił specjalne podpory, dzięki czemu są dobrze wyeksponowane.
Równie ważne i szczególnie przeze mnie lubiane są róże parkowe z następujących grup: R. rugosa (135 odmian), R. spinossisma (58 odmian), R. rubiginosa (20 odmian), R. moyesii (12 odmian), R. hugonis (8 odmian), R. lutea (9 odmian).
Oczywiście wszystkie rośliny stanowiące zbiór kolekcyjny są oznakowane etykietami. Wyjątkowy status naszej kolekcji i jej prawidłowe oznakowanie potwierdza przyznany w 2017 r. tytuł Kolekcji Narodowej.
Rośliny drzewiaste: duże czereśnie jadalne, ozdobne wiśnie i jabłonie posadziłam tak, aby stanowiły szkielet ogrodu i były podporą dla różanych pnączy i powojników ze wszystkich grup. Róże zebrałam i posadziłam według grup, do których należą, dla zobrazowania historii hodowli. Byliny – kolekcyjne i spoza kolekcji – stanowią najniższe piętro. Mimo wszystkich wymogów, które musi spełniać kolekcja, starałam się posadzić rośliny w miarę harmonijnie, plastycznie i jednocześnie tak, aby stworzyć wrażenie naturalności – to było pierwsze kryterium, jakim się kierowałam przy urządzaniu ogrodu.
Ogród bezobsługowy
Drugim kryterium była i nadal jest możliwie jak największa bezobsługowość całego założenia. Jest to bardzo ważne przy powierzchni prawie pół hektara i dwóch parach rąk obrabiających cały areał tylko dorywczo. Stąd w ogrodzie dużo rozwiązań łączących naturalność i bezobsługowość. Na przykład rabaty są grubo ściółkowane różnorodnymi materiałami organicznymi (słomą, słomiastym gnojem końskim i bydlęcym, zrębkami drzewnymi, liśćmi). Dodatkowo rabaty obsadzam roślinami zadarniającymi (fiołki, pragnie, miodunki, ułudki, bodziszki, wczesne cebulowe różnych gatunków i odmian), aby stworzyć jak najlepsze warunki dla korzeni roślin i licznych mikroorganizmów glebowych bądź innych stworzeń.
Ścieżki niestety są wąskie i to jest duży minus. Mając jednak do wyboru szersze ścieżki i mniej roślin albo węższe ścieżki i więcej roślin, zawsze wybiorę to drugie rozwiązanie, dlatego jest u nas wąsko i ciasno. Dróżki ogrodowe pokryłam włókniną szkółkarską i w ten sposób unikam pielenia czy koszenia, które przy tej ciasnocie było udręką i powodowało straty w roślinach i etykietach.
Muszę jeszcze wspomnieć o osłonięciu ogrodu żywopłotem tujowym od zachodu i strefą nasadzenia mieszanego liściasto-iglastego od wschodu. Dzięki częściowo zimozielonym roślinnym osłonom ogród zyskał ochronę przed zimnymi wiatrami i przymrozkami, a żywopłot stał się miejscem gniazdowania, spiżarnią dla wielu ptasich sojuszników. Tu natura może swobodnie się rozwijać – tutaj nie pielę i pozostawiam resztki roślinne, w tym chrust jako siedlisko dla owadów, gadów i jeży. Tutaj też mogą swobodnie opadać liście, których się nie rusza; liście grabię tylko ze ścieżek i to na rabaty, wiosną nie ma już po nich śladu.
Naturalny charakter ogrodu
Ze względu na zagęszczenie roślin i naturalny charakter ogrodu nie każdemu się on podoba. Zaryzykuję twierdzenie, że tak naprawdę mało komu się podoba, bo przeciętny miłośnik róż nie znajdzie u nas „wychuchanych” rabat, z krzewami bez śladu plamek czy żerowania tzw. szkodników. Nie znajdzie też rabat buchających kolorem cały sezon, a to dlatego, że większość zgromadzonych róż kwitnie tylko raz. Natura rządzi się tu swoimi prawami. Naturalnego cyklu narodzin i przemijania roślinności staramy się zbytnio nie zakłócać nawet kosztem efektu.
Nasz ogród należy traktować trochę jak muzeum z żywymi eksponatami. Rośliny są sadzone najczęściej po jednej sztuce, bo tu nie liczy się wygląd, w odróżnieniu od ogrodu ozdobnego, gdzie sadzi się dużo sztuk jednej odmiany, aby uzyskać imponujący efekt. Zależy mi na zdobyciu jak największej liczby cennych, historycznych i tym samym bardzo często zapomnianych odmian, utrzymaniu ich w dobrej kondycji dla przyszłych pokoleń, gdyż mogą i powinny stanowić bank genów.
Zanim zaczęliśmy prowadzić ogród w sposób naturalny, przez ok. 10 lat uprawialiśmy go tradycyjnie, czyli z użyciem środków ochrony roślin. Dziś śmiało nazywam ten sposób inwazyjnym. Prowadząc szkółkę roślin ozdobnych, musiałam używać środków chemicznych przede wszystkim do ochrony mateczników i roślin przeznaczonych do sprzedaży. Używałam też preparatu Roundup do pozyskiwania terenu pod nowe nasadzenia i wydzierania naturze dziewiczych kawałków nieużytków. Nie jestem więc teoretykiem, gdy mówię o inwazyjności, znam to z praktyki i mogę z całą stanowczością powiedzieć, że po jakimś czasie od zastosowania herbicydu tzw. chwasty wracają, a niektóre, np. osty, skrzyp, powoje, są w ogóle niewrażliwe na ten środek. A na zniszczonym, pozbawionym życia terenie pojawia się mech wątrobowiec, który następnie toruje drogę roślinności tubylczej, która jest silniejsza od roślin ozdobnych i z uporem wraca. Po pewnym czasie obserwacji, a także lekturze różnych publikacji zdecydowałam, że nie będę dłużej niszczyć swojego zdrowia i zdrowia mojej ziemi. Nie używam już środków chemicznych; jeśli niszczę jakieś owady wcinające ze smakiem moje roślin, to w sposób mechaniczny, czyli niedoskonały: wyłapuję, zgniatam, likwiduję za pomocą np. żółtych tablic czy pułapek feromonowych. Najczęściej jednak zgadzam się na ich obecność, niestety kosztem urody roślin. Taki styl dla wielu miłośników róż i ogrodów jest trudny do zaakceptowania, z czego doskonale zdaję sobie sprawę.
Po wielu latach nasz ogród stał się w pełni naturalny. Dochodziliśmy do tego rok po roku, zmieniliśmy naszą mentalność i spojrzenie na ogród, uczyliśmy się na własnych błędach, podpatrywaliśmy cudze ogrody w czasie wojaży i dużo czytaliśmy na temat ekologii w ogrodach. Kiedy zdobyliśmy tę wiedzę i doświadczenie, wtedy wszystko stało się prostsze. Na przykład polubiliśmy mszyce, bo wiemy, że są częścią ekosystemu. Bez mszyc nie ma złotooków, biedronek, ptaków. Nie będę udawać, że można polubić zwiota, kwieciaka malinowca czy bruzdownicę. Mam z nimi największy problem. Są to owady związane z najwcześniejszymi różami, gdyż część ich cyklu rozwojowego przebiega właśnie wtedy, kiedy kwitną te najwcześniejsze, np. róże gęstokolczaste czy historyczne. Tych owadów nie lubię szczególnie, bo nie tylko, że oszpecają róże, ale przede wszystkim pozbawiają nas ich kwiatów. Ale mimo to nie walczę z nimi, bo uważam, że to jest walka z wiatrakami. Trzeba powiedzieć sobie jasno: ten problem pojawia się co roku. Zamiast truć siebie i wszystko wokół, wolę cieszyć się tym, co mam w ogrodzie. Uważam, że dobrze jest myśleć pozytywnie, że lepiej nie walczyć z tym, czego nie jesteśmy w stanie zmienić. Nie możemy na wszystko wpływać i urządzać przyrody na swoją modłę. Owady przeobrażą się i znikną, a inne stworzenia dzięki nim będą miały co jeść. Duże krzewy róż, nawet jeśli stracą dziesięć pąków, to sto dziesięć zostanie i będzie nas cieszyć…
Uważam, że lepiej pozwolić na obecność w ogrodzie niechcianych owadów i roślin, a siły i własny bezcenny czas poświecić na stworzenie dobrych warunków naszym ulubienicom, bo na to mamy wpływ, a róże odwdzięczą się zdrowiem, bujnym wzrostem oraz kwitnieniem. Będąc silne, obronią się same. Rosnąc w bogatym gatunkowo środowisku, zyskają naturalnych sprzymierzeńców w zachowaniu zdrowia i urody.
Małgorzata Kralka
członek Polskiego Towarzystwa Różanego, miłośniczka róż, ale także dalii, liliowców i piwonii.
Prowadzi bloga http://rosenpedia.blogspot.com , właścicielka jedynej prywatnej Kolekcji Narodowej Róż w Wyględach
wszystkie fotografie Agnieszka Kowalska